Ja to chyba mam już dosyć tych wszystkich sentymentów, nostalgicznych Tm-Semików, kwintesencji lat 90-tych, kiedyś to było i innych takich. Człowiek się starzeje, organizm się zużywa, coraz mniej jest w stanie znieść. Już się zdążyłem przejechać na Ghost Riderze, który tylko dobrze wygląda, dzięki Texowi. Lektura Epic Collection z Punisherem to szorowanie tłuczonym szkłem po mózgu, a Maximum Carnage wręcz przekracza granice fizycznego bólu - skandaliczna głupota na skalę kosmiczną, czarna dziura zasysającą wszelką logikę. I teraz kolejna perełka. Efektowne rysunki, a scenariusz taki, że aż krew leci z odbytu, bo z mózgu już dawno został kleik po tych poprzednich dziełach. Kleik nie krwawi, tyle dobrego. Nie jestem w stanie znaleźć przyczyny, dla której bohaterowie tak durni i niedojrzali potrafią w ogóle przeżyć, mierząc się z wyzwaniami na skalę wszechświata, a co dopiero wygrać. Jeden z moich ulubionych przykładów to Belladona i Gambit. Kochają się szczerze od dziecka, mogliby dla siebie umrzeć itp. Aż tu nagle rodzina każe im się pobrać ze względu na dobro klanów - no to chyba w porządku. Dwa w jednym, bo skoro od dawna chcieli, to powód chyba nie ma znaczenia? Nic bardziej mylnego. Otóż Gambit w tej sytuacji znika bez słowa. Świnia? Nie, wręcz przeciwnie, właśnie dżentelmen. Bo przecież z tej miłości dał jej możliwość bycia wolną od nakazów rodziny i życia bez niego. A potem ona i tak umiera w jego ramionach, bo w sumie trochę przeszkadza w aktualnym rozwoju fabuły. Ma to sens? Jakikolwiek? Dla kogoś, kto skończył 11 lat? Ręce mi opadły, wyglądam teraz jak szympans. Z kolei w walce bohaterowie nie ukrywają swoich problemów psychicznych, polegających na nieskrępowanym manifestowaniu skłonności autodestrukcyjnych. Sprawiają wrażenie, jakby ich moce pozwalały na nieużywanie mózgu. Pakują się bez żadnej taktyki, bez rozpoznania, bez przeanalizowania możliwych działań prosto w największy burdel i dokładnie tam, gdzie ktoś rozsadny postarałby się o uwzględnienie ryzyka i wybór innego sposobu. Następnie machają rękami, strzelają promieniami z oczu, rąk i moszny, zupełnie bez ładu i składu, ucinając sobie wymuszone pogawędki. I to tak jawnie się pakują, z fajerwerkami, z zapowiedziami, bez żadnego elementu zaskoczenia, nie wykazując minimalnej inteligencji. A przeciez każdy z nich dysponuje potencjałem, który mógłby zniszczyć duże miasto. A potem taki Ghost Rider po głupiemu pakuje się prosto do gniazda Miotu, wróg przejmuje kontrolę nad jego mocami i wszyscy mają problem. Rażąca nieodpowiedzialność. No brawo. To trochę tak, jak dać dwunastolatkowi do zabawy reaktor atomowy. Ja już chyba sobie daruje takie dzieła. Ale Punishera to może jednak kupię.
Autor: PornoRambo Data: 11.04.2024