Nowe podejście do klasycznego Batmana Batman nieustannie broni swoje miasto przed zalaniem go przez mrok i bezprawie. Wieloletnia walka z przestępczością, która nie ma wyraźnego końca, odciska na jego psychice niezatarte piętno. Jego bardziej mroczne oblicze skrywane pod maską, ma coraz większy wpływ na zachowanie Bruce Wayne’a. Cała sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy pewnego dnia do jego rezydencji przychodzi kobieta, która twierdzi, że jest on ojcem jej córki. „Zdesperowana” matka nie ma zamiaru odpuścić miliarderowi, wytaczając mu batalię o ustalenie ojcostwa, licząc na dość solidny zastrzyk gotówki. Do tak kuriozalnej sytuacji nie może się nie wtrącić Joker, który upatruje w tych wydarzeniach szansę na dobrą zabawę i zdobycie specjalnego prezentu dla swojej ukochanej Harley Quinn. Porywa on potencjalną córkę bogacza, stawiając Wayne, jak i jego skrywane alter ego w bardzo trudnej sytuacji.
Scenariusz brzmi odrobinę zbyt sztampowo i banalnie? Po części tak właśnie jest, mamy tutaj do czynienia z kolejną (jedną z wielu) powieści pokazujących walkę Batmana i Jokera. Tym razem jednak obok powtarzalnych schematów, znalazło się miejsce dla odrobiny nowości i innego podejścia do tematu. Enrico Marini w swoich dziełach, nigdy nie bał się sięgać po bardziej ekspresyjne i mocne środki wyrazu. Nie inaczej jest w przypadku recenzowanej powieści, której na pewno nie można zaliczyć do grona łatwych i przyjemnych i przeznaczonych dla każdego. Z kolejnych kadrów komiksu wylewa się mrok i mocno przesadzona brutalność a całość podlana jest bardzo specyficznym humorem (przypominającym Tima Burtona). Batman w wielu powieściach od długiego czasu przedstawiany jest jako strażnik prawa i porządku, jednostka ściśle przestrzegająca określonego kodeksu moralnego i etycznego, którego nie można nigdy złamać. Bohater, który wyznaczył sobie pewną granicę, której nie będzie mógł przekroczyć, niezależnie od sytuacji. Oczywiście pojawiają się pewne odstępstwa od tej przyjętej zasady, ale są to pozycje bardzo nieliczne. Dlatego właśnie dzieło Mariniego od samego początku wydaje się interesujące. Jego wizja Batmana, znacząco odbiega od tego, do czego większość czytelników jest przyzwyczajona. Mamy tu obraz umęczonego bohatera, który nie widzi kresu walki z przestępczością i nie boi się sięgać po bardziej drastyczne metody pozbywania się „niepotrzebnego elementu” ze swojego miasta. O ile z początku powieści stara się on utrzymywać swoje mroczne ja w ryzach, to wystarczyła mała iskierka (porwanie dziecka), aby obudzić prawdziwego „mrocznego” rycerza. Brutalne obicie kilku twarzy, bardziej ekspresyjne metody wydostawania potrzebnych informacji, a nawet coraz bardziej rosnąca w nim chęć „mordu”. Takiego obrońcy Gotham nie widzimy zbyt często i taka wizja postaci nie każdemu będzie musiała przypaść do gustu. O wiele bardziej „klasycznie” wypada tutaj Joker. Nie oznacza to jednak, że i w jego przypadku Marini nie dodał coś od siebie. Szaleństwo, wypaczone poczucie humory, psychopatyczne podejście do świata kontrastuje tutaj z jego bardziej „ludzką” osobowością (o ile można to tak nazwać). W pozycji tej bardziej baczny obserwator odnajdzie również mniej lub bardziej oczywiste nawiązania do tradycyjnych europejskich baśni i opowiadań, nadających powieści stosownej odmienności.
Bardziej wymagający fani Batmana, będą mogli zarzucić komiksowi zbyt płaski i niezbyt rozbudowany scenariusz. Oczywiście w 100% będą mieć oni rację, jak już pisałem wcześniej, historia pokazana w komiksie nie jest nadzwyczajna i w wielu miejscach rzeczywiście brakuje jej głębi, która sprawiłaby, że tytuł stałby się jeszcze lepszy. Powstaje jednak dość istotne pytanie, czego oczekujemy po komiksie o Batmanie? Jeśli wielowątkowej, wciągającej historii, to Mroczny Książę Z Bajki, zdecydowanie nie jest pozycją dla nas. Jeśli jednak chcemy coś dynamicznego, z mnóstwem akcji oraz dobrą, lecz nieporywającą fabułą, mającą swoje wzloty i upadki, to komiks powinien zapewnić nam masę rozrywki i relaksu – a przecież to jest najważniejsze.
O ile na temat scenariusza można napisać wiele pozytywów, jak i negatywów, to na temat warstwy artystycznej, nie można powiedzieć złego słowa. Mamy tutaj do czynienia z czymś wspaniałym, co na długo zapadnie w pamięć, każdego miłośnika powieści graficznych. Biorąc pod uwagę dotychczasowe prace artysty, nie ma tutaj mowy o „rewolucji”, bardziej mamy tutaj do czynienia z „ewolucją” tego, do czego większość jest przyzwyczajona. Enrico Marini stara się trzymać przyjętego „klasycyzmy Batmanowskiego” jednocześnie dodając do każdego rysunku coś od siebie. Jego wcześniejsza twórczość widoczna jest szczególnie w projektach postaci (ich twarzach). Kolejne kadry prezentują się naprawdę świetnie, ale prawdziwą wisienką na torcie są rysunki zajmujące całą stronę. Właśnie na nich najbardziej widać wizję artysty co do dzieła i jego specyficzną (rewelacyjną) kreskę.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 04.07.2019