OPIS
Dni oczekiwania, czasem nawet tygodnie. Bilet, szalik, koszulka czy flaga – tego dnia muszą być pod ręką. Od rana nerwy, mnożące się w głowie pytania o formę i przede wszystkim wynik. Poziom adrenaliny podnosi się wraz z kolejnymi odliczanymi minutami. Droga na stadion. Coraz bliżej. To widać, w końcu ludzie mijani obok coraz częściej noszą jeden kolor. Jaki? Wiadomo, nasz. Tłum gęstnieje, słychać śpiewy, na niebie łuna od jupiterów. Kolejka, kołowroty. Bilet pod czytnik, uśmiech dla „wielkiego brata” i rewizja. Wreszcie na trybunie. Strumień ludzi zalewa sektory, coraz więcej znajomych twarzy. Nasi wychodzą na rozgrzewkę. Oklaski, powitanie. Rozmowa z sąsiadem z miejsca obok nie pomaga, przecież on też nie zna wyniku. Poczekamy co najmniej 90 minut. Hymn, barwy w górę, tumult i duma – już my Wam pokażemy. Ostatni gwizdek – padając sobie w ramiona lub w kompletnej, przerażającej ciszy wychodzimy. Kolejna szansa za kilka, kilkanaście dni. Ten rytuał powtarzają co tydzień miliony ludzi na całym świecie. Mówimy różnymi językami, może nas różnić niemal wszystko – płeć, pochodzenie, rasa, religia, orientacja seksualna czy wreszcie podejście do własnej roli w tym cotygodniowym rytmie. Możemy śpiewać w różnych językach (lub wcale) czy wściekać się po straconej bramce na tysiące sposobów, ale rozumiemy się świetnie. Najlepszym dowodem jest właśnie ten projekt. Zetknęliśmy się z ludźmi o najróżniejszych korzeniach, od Argentyny po Indonezję, ale informując ich o celu i charakterze przedsięwzięcia ani raz nie usłyszeliśmy odmowy, ani jednego pytania o wynagrodzenie. Tak to działa, w końcu mówimy jednym językiem. Co nas łączy? Dlaczego? Jak? Pokazać to starają się dr Dominik Antonowicz, Łukasz Wrzesiński czy Anna Chodacka.