Dwójka bohaterów dzięki pomocy swoich towarzyszy, z którymi nie zawsze im się doskonale układało w końcu odnalazła starożytną stolicę królestwa Elfów – Tirgas Lan. Dotarcie do tego miejsca to jednak początek akcji, która szczelnie wypełnia kolejne plansze albumu Saga Orków tom 4. Balbok i Rammar, którzy do tej pory mieli więcej szczęścia niż rozumu i umiejętności, wyniosła elfia kapłanka i łowca nagród Corwyn muszą się tutaj bowiem zmierzyć z przytłaczającymi siłami mrocznego wroga. Jakby tego było mało, w cały ten galimatias wplątuje się również armia elfów pod przywództwem księcia Loreto. Ostatniej odsłonie orczej serii na pewno nie można więc odmówić dużej dawki widowiskowości. Narracja jest tu prowadzona bardzo sprawnie z odpowiednią dynamiką i nawet kilkoma zaskakującymi fabularnymi momentami oraz odpowiednią porcją wyrazistej przemocy. Scenarzysta dba, aby od pierwszej do ostatniej strony komiksu czytelnikowi towarzyszyła adrenalina. Całość oczywiście opiera się na pewnych sprawdzonych schematach fantasy, ale i tak czyta się to z niekłamaną przyjemnością. Intensywny finał historii dość znacząco obdarty jest jednak z humoru, który pojawiał się w serii od samego początku. Żarty przekraczające pewną dozę poprawności są tutaj sporadyczne, a o wiele częściej twórca uderza w bardziej dramatyczne tony. Ma to nadać końcówce trochę poważniejszego wydźwięku i nawet się to udaje, chociaż nie należy spodziewać się niczego nadmiernie głębokiego....