„DREWNIANY” ŚWIAT THORGALA
Już od jakiegoś czasu nie kibicuję „Thorgalowi”, zwłaszcza, gdy polityczna i ideologiczna poprawność na stałe zadomowiły się w jego fabule. Po pewnym czasie (to znaczy po kilku albumach) postanowiłem jednak zajrzeć do świata Thorgala, żeby przekonać się, czy nie zaszła jakaś zmiana. Niestety zebrało się sporo uwag, które spróbuję po kolei wyłuszczyć, świat Thorgala okazał się bowiem mocno „drewniany”. Najpierw kwestia znalezionych w łodzi pieniędzy (s. 6). Nie wiedzieć czemu Thorgala gryzie sumienie, bo ktoś dał mu mieszek złota i bohater z Północy nie uważa, że powinien to złoto przyjąć. Rzuca więc spontanicznie, że odda te pieniądze wodzowi wioski. Co za przerysowana szlachetność! Naprawdę nie można Aricci kupić jakiejś sukienki, a Jolanowi koszuli czy łuku? Thorgal wprawdzie mówi, że u nich w wiosce można kupić jedynie siekierę, miecz lub hełm, ale czy naprawdę nie przyda się w ich chacie nowa siekiera, miecz lub hełm? No dobrze, odpuśćmy Thorgalowi, wszak „złoto rodzi zazdrość, chciwość i prowadzi do pożałowania godnych czynów” (s. 6). Dlaczego jednak za chwilę, gdy Louve prosi o parę groszy, Thorgal bez problemu jej daje?! Przecież miało być na pomost, który szef wioski kupi gdzieś od kogoś, jakby sami mieszkańcy nie mogli go zbudować w ramach społecznej pracy czy z rozkazu wodza.
Kolejna „drewniana” postać ze świata Thorgala to Jolan. Widać, że chłopak już ma ze dwadzieścia lat, niejedno przeżył i widział, a dziwi się jak dziecko, gdy ojciec sugeruje, że porywacze Louve, mogli ją uprowadzić ze względu na podtekst seksualny. Jolanie, co ty mówisz: „Dlaczego ją porwali, jest zwykłą dziewczynką?” (s. 11). Przeczytaj kilka poprzednich odcinków, a dowiesz się, że zdecydowanie nie jest. Jak i ty zresztą. Tak, tak, Jolan zastawia z ojcem sidła, rąbie drewno na opał, pływa po morzu, a przy okazji jednym ruchem ręki kruszy i powala ogromny metalowy kolos poświęcony Kopakonan i twierdzi, że potrafi uzdrawiać (s. 17).
Wróćmy do Thorgala. Irytuje jego niewiara we wszelkie legendy, podania i wierzenia, nazywa je po prostu „starymi bajdami” (s. 15). Jest typowym przedstawicielem człowieka praktycznego, który kieruje się rozumem i trzeźwym spojrzeniem na rzeczywistość. Oczywiście i temu zaprzeczy, ale o tym za chwilę. Thorgal wie, że poprzez jaskinie wyspy, pod którą podpływają, wieje i wyje wiatr, a nie jest to okrzyk wściekłości Kopakonan (s. 15). Wie również, że na skały pchają jego łódź prądy morskie, a nie klątwa. Thorgal jest także super odważny, staje pośród obcych ludzi wybijających foki, całych unurzanych we krwi, trzymających ostre noże, piki i inne żelastwo, a mimo to bez ogródek wyjawia, po co przyjechał i ściąga na siebie gniew herszta bandy. No i mamy kolejną krwawą jatkę. Wódz jednak w pewnym momencie, znów nie wiedzieć dlaczego, krzyczy: „Przestańcie, dostali już za swoje…”. Zaraz, zaraz, nie chcą ich zabić? Za chwilę przecież odbierają życie ich towarzyszowi. Thorgal potrafi również nurkować pod mroźną wodą dobrych parę minut, tocząc przy okazji walkę z fokami. Co za płuca! No i uwaga, otóż Thorgal tak zdystansowany do różnych wierzeń, nagle sam, widząc dwie foki, jest przekonany, że to Hugin i Munin, posłańcy Odyna, a babcia opowiadająca im o Selkie, to bogini Frigg (s. 43). Gdy zaś Louve wyrzuca złoto do wody, Thorgal stwierdza, że w ten sposób zapłaciła daninę bogini Ran, dla wybłagania sprzyjających wiatrów (s. 47). Metamorfoza ta trwa tylko chwilę, bo Thorgal, który przecież już nieraz miał do czynienia osobiście z panteonem bóstw nordyckich, dodaje: „Co do bogów, Louve… Czasami zastanawiam się, czy nie są wytworem naszej wyobraźni” (s. 48). Najlepsze zdanie zostawiam jednak na deser. Otóż nasz racjonalny Thorgal zamienia się na chwilę w totalnego relatywistę. Otóż poucza swoją córkę: „Prawda ma różne oblicza… Każdy może wybrać to wyjaśnienie, które wskazuje mu serce, a nie to, które podsuwa rozum”. Brawo! Piękna lekcja dla dorastającej córki – nie używaj rozumu, tylko kieruj się samym sercem, a to, co ci się wydaje prawdą, jest nią, bo ty tak chcesz. Nie wiem czy z takimi ideałami, rodzina Thorgala dożyłaby do kolejnej zimy w bezwzględnym i okrutnym świecie Wikingów.
Może się trochę czepiam i na siłę opieram się, by poniosła mnie ta opowieść, ale czasem po prostu się nie da. Dziwna jest też postać Grima. Wydaje się, że w jego życiu powtórzyła się stara legenda. Też żyje z Selkie i też ma jej foczą skórę. Tylko czemu zechciał związać się z tak brzydką kobietą, która ma twarz trędowatej (czy raczej foczą twarz)? Czy też czekał na dziewczynę podczas nocnego tańca i słabo widział w świetle księżyca?
Trudno powiedzieć dla kogo przeznaczony jest ten komiks. Na pewno nie dla dzieci, bo krew się leje strumieniami, a obrazki zdobią szpetne oblicza i ogromne homary. Dla dorosłych zaś komiks ten jest za naiwny. Trudno wejść w tę opowieść, bo mnoży się od irytujących zachowań, które zupełnie nie pasują do przedstawianej epoki. Rysunki są bardzo dobre, ładne krajobrazy, twarze wyrażające zrozumiałe emocje i detale. Fabuła jednak leży, zwłaszcza, gdy Thorgal radzi wyłączyć rozum. Ja nie wyłączam, dlatego „Selkie” po lekturze ląduje w koszu. Chyba długo poczekam na któryś z dalszych odcinków, by zajrzeć do środka…
Autor: PK Data: 26.12.2020